O cierpieniu słów kilka.

Temat rzeka, rzeka cierpienia.
Czemu o tym chcę pisać, samo czytanie o tym powoduje, że człowiek czuje się gorzej.

No właśnie, tematu lepiej nie poruszać. I tak z książki od historii dowiemy się, ile osób zginęło na pierwszej lepszej wojnie. Zobaczymy medale, dowódców, obrazy opiewające dowódców, mapki ilustrujące przebieg bitew. Oczywiście mam na myśli współczesną książkę, tę bardziej multimedialną. :)

Jedna śmierć to tragedia, milion – to statystyka.- Józef Stalin

Swoją drogą, właśnie miałem okazję poczytać kilka cytatów wodza z wąsem. Częściowo mnie rozbawiły, nie żebym nie żałował ofiar. To raczej śmiech przez łzy, jak można być aż tak pozbawionym współczucia. Jedni się śmieją jak ktoś nie umie się bić, ja się śmieję jak ktoś nie ma empatii. Taka jest analogia.

Wracając do tematu historii jakiej uczymy się w szkołach. Nie ujrzymy płaczu rodzin, które otrzymały przysłowiowe nieśmiertelniki, nie obejrzymy zmasakrowanych ciał. Nie wiem co trzeba zrobić, by ludzie zrozumieli, że cierpienie istnieje na prawdę. Bo jeśli oglądając film wojenny, nie czują dreszczu, który im mówi o ludzkim upodleniu, to sprawa jest trudna. Nie widzą już bólu, wyobcowania, tego że człowiek stał się: "mięsem armatnim" (co ciekawe jest to autentyczny termin). Co można zrobić? Wycieczka do obozu koncentracyjnego, może być ciekawą atrakcją. Dać uczniom zabawki z zestawu "Auschwitz - extended play". Tylko od Hasbro! Niech się bawią w jeńców i okupantów. W Kościele się tego nie dowiesz, niby są przykazania, żeby nie zabijać. Ale skoro nawet Bóg je łamie, to droga wolna. Z resztą niebo i piekło to jakby Imperium i obóz dla jeńców. Czy piekło i obóz koncentracyjny się czymś różnią? Chyba tylko tym, że to drugie istnieje na prawdę.

No więc gdzie nadzieja ludzkości? Gdzie obiecana mądrość? Tak w skrócie myślowym, to wojny jeszcze w średniowieczu, czy kilku późniejszych epokach miały jeszcze jakiś etos. Były szansą na bohaterstwo i nieśmiertelność. A może nie były? Nie chciałbym, żeby ponabijano na pale moją rodzinę. Nawet w imię królewskiej korony.

To jak, nadal się będziemy zabijać, czy znajdziemy jakieś ciekawsze sposoby na spędzanie wolnego czasu:

Prędzej będę słuchał Disco Polo (uwierzcie w moje poświęcenie) niż chwycę za bagnet i będę rozwalał planetę.
Z resztą sprawa jest prosta, albo ludzie zniszczą planetę, albo się pogodzą w końcu. Proste.


A wojna na przeboje i liczbę fanów, to i tak duży postęp. Gratuluję pomysłu, jak przenieść niszczycielskie zapędy na wyższy poziom.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz